Umieściłem na forgenie, ale piszę też tutaj, bo to przecież dotyczy głównie naszych członków i sympatyków.
Aby przybliżyć nieco temat biurokracji podam nieco faktów. O zmianach dotyczących OPP rozmawialiśmy już dawno. Pierwszym krokiem było przekształcenie naszego stowarzyszenia zwykłego w stowarzyszenie rejestrowane w sądzie OPP. Wtedy zderzyliśmy się po raz pierwszy z biurokratyczną machiną, statutami, wpisami do KRS, oświadczeniami o niekaralności, wyborami władz stowarzyszenia, komisji rewizyjnych i całą masą innych formalnych rzeczy, o których istnieniu nie mieliśmy wcześniej pojęcia. Na szczęście parę osób pomogło, kilku członków miało jako takie doświadczenie wyniesione z prowadzenia spółek, a dodatkowo nasz statut oparliśmy na już wcześniej rejestrowanym statucie PTG, co znacznie uprościło całą procedurę, bo – z tego co pamiętam – byliśmy wzywani jedynie do uzupełnienia dokumentów. Udało się. To był rok 2008. Kolejnym krokiem było przekształcenie WTG w Organizację Pożytku Publicznego. Planowaliśmy to od 2009 roku, przygotowując się dobrze, a przynajmniej tak nam się wydawało. Zbieraliśmy wiedzę ze stron internetowych, poradników NGO i doświadczeń znajomych i członków WTG. Uzbrojeni w dokumenty i projekt zmian w statucie, podjęliśmy próbę rejestracji w 2010 r. W maju odbyło się Walne w Żerkowie, na którym przegłosowaliśmy statut, przygotowaliśmy wszystkie dokumenty i złożyliśmy w sądzie. Pech chciał, że w międzyczasie (chyba marzec 2010) zmieniła się ustawa. Część wymagań opisywanych w poradnikach i ustalanych wcześniej okazała się niewystarczająca. W końcu sierpnia 2010 r. sąd wzywa nas do uzupełnienia brakujących oświadczeń, zaświadczeń i żąda zmian w statucie żeby jego zapisy stały w zgodności z ustawą – w sumie litania na 2 strony. Mamy na to miesiąc. List dostajemy, czytamy i analizujemy po tygodniu – dwóch. Zwołanie walnego? Trwa przynajmniej 2 tygodnie, a ustalenie terminu nie jest łatwe, bo nikomu nie pasuje, a nie chcemy, żeby zmiany w statucie odbywały się przy 4 osobowej reprezentacji. Piszemy do sądu z prośbą o wydłużenie terminu, a walne planujemy w międzyczasie. Sąd odmawia 28 września 2010 r. 16 października odbywa się kolejne Walne, gdzie ekspresowo poprawiamy statut. Jest nieźle, uzupełniamy papiery – musimy między innymi udowodnić naszą minimum 2-letnią działalność pożytku publicznego w rozumieniu ustawy. Idziemy po prośbie do instytucji, z którymi współpracujemy (archiwa, szkoły, jednostki samorządowe), opisujemy projekty które prowadzimy. Jest łatwiej, ale gdybyśmy dopiero startowali, o otrzymaniu statusu OPP nie byłoby mowy. Kompletujemy wszystko i wysyłamy do sądu. 22 listopada przychodzi długo oczekiwane pismo z sądu. Jesteśmy OPP? Nie, jeszcze brakuje oświadczenia o przekazaniu w całości dochodów z OPP na działalność pożytku publicznego. Na szczęście to można załatwić na spotkaniu zarządu. Jest, gotowe – jeszcze ciepłe wysyłamy. W rocznicę stanu wojennego (znamienne) przychodzi decyzja o wpisie do rejestru OPP. Wygraliśmy! Niezupełnie, bo lista ministerstwa z organizacjami uprawnionymi do odbierania 1% była zamykana 10.12.2010. Spóźniliśmy się o kilka dni. Obiecujemy sobie, że dopełnimy wszystkich formalności, żebyśmy mogli zbierać pieniądze w przyszłym roku. Walne, sprawozdania, księgowość – to wszystko jest prowadzone bez zarzutu. Załatwienie sprawozdań po walnym zajmuje min. 2 tygodnie. Kompletowanie dokumentów i ich sortowanie także nie jest proste. To sprawozdania, załączniki, załączniki do załączników. Zapominamy o wydruku jednej strony, uzupełniamy dokumentację w kolejnych listach. Rok 2012 – pozostaje przeprowadzić akcję promocyjną. Ogłaszamy, że zbieramy 1%. Sprawdzamy – jesteśmy na liście. Jest dobrze, w tym roku nie pominęli nas. Potem okaże się, że brakuje numeru konta, co nas dyskwalifikuje, ale wtedy jeszcze o tym nie wiemy. Przecież numer konta jest w urzędzie skarbowym tak czy siak. Tyle że nie jest wskazany jako numer dla odpisów 1%. Od maja czekamy. Mija maj, mija czerwiec, mija lipiec… Dzwonimy do urzędu skarbowego, wyjaśniamy, dlaczego nie ma pieniędzy. Nikt nie wie – osobiście rozmawiałem z 10 osobami w różnych pokojach. Nikt nic nie wie, przełączają do innych osób. W końcu pani księgowa sprawdza – w Gnieźnie nie wpłynęły żadne odpisy, nikt nie wpłacił. Niemożliwe, przecież na pewno kilka osób wpłaciło. Wyjaśniamy w Ministerstwie. W końcu ktoś wyjaśnia, że nie ma nas na liście, bo nie podaliśmy numeru konta. Akcja wpisywania numeru angażuje urzędy skarbowe i dwa ministerstwa. Szkoda, że nikt nie zadzwonił, nie napisał maila… Sprawdzamy, czy da się coś odkręcić. Nie da się. Pozostaje przeprosić i liczyć na wpłaty w przyszłym roku starając się zadbać o wszystkie niezbędne formalności. A będzie ciężko, bo zmienił się wzór sprawozdania do ministerstwa. Wzór ma kilkanaście stron rubryk. Na szczęście jest formularz internetowy. Jest, ale go nie ma, a przynajmniej nie było. W marcu 2012 informacja na stronie ministerstwa, że system do sprawozdań będzie w kwietniu. W kwietniu informacja, że nadal w kwietniu, ale systemu nie ma. Piszemy maila - jednego, drugiego. W połowie maja pojawia się system. A termin jest do połowy lipca, co daje organizacjom PP 2 miesiące. Niby dużo, ale dla małych organizacji i ludzi niezaznajomionych z wypełnianiem wniosków przez internet (a system jest skomplikowany), to niewiele. Dodatkowo nie ma pomocy. No, jest na stronie, ale mało przydatna. Dotyczy głównie wypełniania wniosku od strony technicznej. To jest dla nas łatwe, choć system jest nieczytelny i niezbyt intuicyjny. Merytorycznej pomocy brak. Dzwonimy do ministerstwa, rozmowa z jedną osobą, potem z drugą. Miła pani informuje, że jest infolinia i podaje numer. Ale dodaje: „raczej się tam pan nie dodzwoni, bo obsługuje ją jedna osoba”. No tak, na kilka czy kilkanaście tysięcy organizacji to wystarczy. Nie ma co. Jestem cierpliwy i udaje się dodzwonić. Tłumaczę moje wątpliwości merytoryczne – a pani mówi, żebym wysłał maila. No cóż, wysyłałem 2 razy wcześniej. Wysyłam po raz trzeci i dostaję wymijające odpowiedzi. Wypełniamy jak nam się wydaje, pewnie i tak nikt tego nie sprawdzi, chyba że rzucą do pomocy tę panią z infolinii… Ogólnie ludzie są mili (nikt specjalnie nie rzuca kłód pod nogi) ale mało pomocni. W każdym razie sprawozdanie mamy załatwione. Numer konta uzupełniliśmy i będziemy sprawdzać na liście uprawnionych do otrzymywania 1% czy jesteśmy.
Reasumując – niby państwo chce wspomóc sektor NGO, ale z idei odliczenia 1% korzystają pewnie duże stowarzyszenia i fundacje, które stać na zatrudnienie prawnika, który przeprowadzi ich przez cały proces. W innym przypadku instytucje państwowe (a jest ich kilkanaście) mnożą wymagania proceduralne, formalne, administracyjne, prawne. Niby wszystko według ustawy czy odpowiednich rozporządzeń, ale mogłoby być przyjaźniej.
W każdym razie jesteśmy bogatsi o doświadczenia.
_________________ Pozdrawiam, Maciej - http://www.glowiak.com
|