Śladem może być wzmiankowana w XIII rozdziale "Złotej księgi szlachty polskiej" Teodora Żychlińskiego pośmiertna informacja o Włodzimierzu Miączyńskim - synu Stanisława. Stanisław był adiutantem księcia Poniatowskiego, a wcześniej dowódcą uformowanej w 1809 chorągwi konnej gidów. Ciekawostką jest fakt, że Stanisław jest przodkiem obecnej żony Filipa, księcia Brabancji i następcy tronu Belgii. Fragment z księgi: " Hr. Włodzimierz [XII pok.], oficer z r. 1831, dziedzic majętności Trąbczyn, którą nabył po powrocie z emigracyi od brata swego Mieczysława, ur. dnia 29 lipca 1811 r., umarł dnia 18 grudnia 1879 r. w Trąbczynie i tamże pochowany. Bezżenny. Dzienniki poznańskie poświęciły mu następne wspomnienie pośmiertne: „S. p. Włodzimierz, syn możnej i znanej w całym kraju rodziny, nie brał wprawdzie głośniejszego udziału w życiu publicznem, ale jako obywatel rzadkiej prawości charakteru, wytrwałej i sumiennej pracy oraz wielkiej miłości ziemi ojczystej i jej tradycyi, wskazywany był wszędzie jako wzór młodszym pokoleniom. Wychowany bardzo starannie w domu rodzicielskim i w słynnym wówczas zakładzie Pijarów w Żoliborzu, już w 17 roku życia podążył do Krakowa, by na wszechnicy jagiellońskiej dokończyć nauk. Wypadki z r. 1830 przerwały bieg dalszych studyów i skazały hr. Włodzimierza wraz z starszym bratem, hr. Aleksandrem, na długoletni pobyt za granicą. Gdy mu nareszcie powrót do zagrody ojczystej został dozwolony, hr. Włodzimierz, objąwszy dziedziczne dobra Trąbczyn w Konińskiem, oddał się z nadzwyczajną gorliwością pielęgnowaniu tego kawałka ziemi ojczystej, który nań spadł po przodkach w udziale i stał się, choć całe życie niemal dotąd pędził za granicą w stolicach pierwszorzędnych, wzorowym rolnikiem i prawdziwym ojcem swych włościan. Nieraz rodzina sama i przyjaciele namawiali go, by ze względu na słabość zdrowia porzucił kłopoty wiejskiego gospodarstwa; zawsze na to odpowiadał, że najświętszym obowiązkiem polskiego obywatela strzeżenie powierzonego mu kawałka rodzinnej ziemi i utrzymywanie z polskim kmiotkiem tego stosunku wzajemnego zaufania i przywiązania, który jedynie brać młodszą ocalić może od zdradliwych podszeptów wrogich żywiołów. Ś. p. Włodzimierz Miączyński wytrwale aż do zgonu trzymał się tej zasady i dla,tego samego już należy mu się część. „Niemniej gorąco był przywiązanym do rodziny. Gdy śmierć ś. p. hr. Aleksandra Miączyńskiego osierociła dwoje jego dziatek, hr. Włodzimierz całą duszą pokochał obie sieroty i odtąd jedynym celem jego życia było jak najświetniejszą obydwom zgotować przyszłość. Przedwczesny, w kwiecie młodości i wdzięku zgon synowicy, ś. p. Wandy z Miączyńskich Gustawowej Potworowskiej, ciężką zadał ranę jego sercu. Tem większem staraniem otoczył pozostałego synowca, którego swym spadkobiercem wcześnie naznaczył. Jako opiekun administrował aż do pełnoletności hr. Władysława Miączyńskiego, jego majątek, Pawłowo, i klucz ten we wzorowym porządku mu oddał. „Czując zbliżającą się śmierć, gotował się do niej z chrześciańskim spoko- kojem, wylewając serce na łono kilkunastoletniego towarzysza i przyjaciela, czcigodnego kanonika ks. Karkowskiego, proboszcza trąbczyńskiego. Cała niemal rodzina zjechała się do Trąbczyna i otoczyła najtroskliwszem pielęgnowaniem ga- snącego starca, który do ostatniej chwili zachował zupełną przytomność umysłu i jak stary żołnierz nie chciał umierać w łóżku, ale jakby na posterunku, wciąż zajmując się sprawami swych włości i mając na oku przyszłość swych najbliższych. Śmierć zaskoczyła go siedzącego na kanapie i wydającego rozkazy. Zaledwo zdążono mu podać krzyż i gromnicę. Przycisnąwszy do ust martwiejących wizerunek Zbawiciela — umarł, jak żył: „z Bogiem i honorem", co słusznie i pięknie wypisano na wieńcu, który zdobił trumnę. „Że obywatelstwo okoliczne i duchowieństwo licznie się zbiorą, by oddać ostatnią przysługę tak zacnemu mężowi, oficerowi z r. 1831, nie było można wątpić; ale co serdecznie cieszyło każdego, to widok obok martwych zwłok swego pana i dobroczyńcy kilkuset włościan, zalanych szczeremi łzami żalu. „Wyprowadzenie zwłok z modrzewiowego dworca do kościółka drewnianego, który hojnym darem zmarłego wnet stanie murowany, odbyło się późnym wieczorem przy świetle pochodni i palących się beczek ze smołą, rozstawionych wzdłuż żwirówki. Nazajutrz po uroczystem nabożeństwie złożono zwłoki w kaplicy na cmentarzu o wiorstę od kościoła odległym, gdzie się znajduje grobowiec familijny tej gałęzi hrabiów Miączyńskich. Tak z dworca do kościoła, jak z kościoła na cmentarz nieśli trumnę naprzemian rodzina, obywatele, urzędnicy klucza trąbczyńskiego i włościanie. Trzech kapłanów przemawiało w czasie żałobnych uro- czystości a słowa kaznodziei, żegnającego na cmentarzu zwłoki zmarłego, wycisnęły łzy wszystkim obecnym."
|